|
NOWY LAYOUT  Najstarsze czasopismo teatralne w Polsce w nowym kształcie.
Nowe barwy:
Chcemy prezentować teatr w sposób bardziej atrakcyjny, żywszy,
nowocześniejszy – 40 stron w kolorze i zmieniona szata graficzna.
Nowy układ:
Chcemy pokazywać teatr w sposób bardziej uporządkowany – pojawią się nowe stałe działy: Wydarzenia, Ludzie, Przestrzenie teatru, Po premierze, Czytelnia.
Nowe perspektywy:
Chcemy uchwycić wszystkie wymiary teatru: od plotki w bufecie, przez
codzienny repertuar scen małych i dużych, twórczość poszczególnych artystów,
zarządzanie, po istotę sztuki scenicznej.
Nowe horyzonty:
Chcemy dokładniej śledzić dokonania artystów zagranicznych, zwłaszcza z
naszej części Europy.
Nowi autorzy:
Zaprosiliśmy na łamy nowych felietonistów - wybitną pisarkę Zytę Rudzką i świetnego
eseistę Krzysztofa Rutkowskiego.
Nowa komunikacja:
Chcemy mówić do tych, którzy wiedzą mnóstwo o teatrze i do tych, którzy
wiedzą niewiele.
Szukaj TEATRU w Empikach i dobrych księgarniach.
Chcesz wiedzieć więcej o zasadach prenumeraty – napisz na adres: teatr@teatr-pismo.pl
|
|
Andrzej Łapicki
Jeden z tych niezwykłych aktorów, którym niepotrzebne są analiza ani próby czytane, prosił tylko reżysera, aby mu wyjaśnił: „Czy ja go lubię, czy nie lubię?”. To mu wystarczało. Był takim zwierzęciem scenicznym, albo inaczej Bożym ptakiem. Grał, jak mu Bóg podsuflował.
Poznałem go jako dwunastolatek w Wielkiej Wsi Hallerowie, dokąd jeździliśmy z rodzicami nad morze. Dziś nazywa się to Władysławowo. Wypatrzyłem Kurnakowicza, którego znałem z filmu i teatru, jak w południe – plaża plażą, ale trzeba coś przetrącić – szedł ze swym przyjacielem Stefanem Hnydzińskim, który zginie we Wrześniu, ratując Teatr Letni od ognia. Panowie w restauracji u Goli, Kaszuba, a raczej Niemca, popijali, zakąszali, po czym wychodzili do sieni, żeby pograć w bilard. Kurnakowicz w przypływie dobrego humoru, widząc moje zainteresowanie, nauczył mnie tej gry.
Od tej chwili byliśmy znajomymi. Kiedy spotykałem go pod Narodowym, kłaniałem się czapeczką, on elegancko mi się odkłaniał.
W dwadzieścia lat później w tymże Narodowym spotkaliśmy się w „Aszantce” Perzyńskiego. On grał mojego wuja Bratkowskiego, ja – Łońskiego, reżyserowała Perzanowska. Było to dobre przedstawienie – rok 1957. Kurnakowicz miał dwie małe scenki, jako wuj hreczkosiej zapraszał mnie na wieś, żebym nie zażywał rozpusty w Warszawie. Wchodził i schodził na brawach. Publiczność go uwielbiała, bo też i był wspaniały.
Któregoś wieczoru wchodzi, mówi: dobry wieczór, i zaczyna chodzić po scenie, śpiewając jakieś „pampampam” pod nosem. Widzę, że z tekstem będzie gorzej. Rzeczywiście, po chwili się odzywa, ale nie tekstem Perzyńskiego: „Nie wiesz, po co tu przyjechałem?”. Ja spokojnie odpowiadam: „Pewnie wuj chce
mnie zaprosić na wieś”.
K: – A tak, tak, oczywiście, zapraszam Cię. Ale nie wiesz dlaczego?
Ja: – Może jest jakaś uroczystość?
K: – A, z pewnością uroczystość. A nie wiesz jaka?
Ja: – No, może wesele.
K: – Naturalnie, wesele. A nie wiesz, kto się żeni?
Ja: – Pewnie Kazio.
K: – No oczywiście, Kazio (pauza). A nie wiesz z kim?
Tu się załamałem: – Wuju, przy obiedzie o wszystkim pogadamy!
K: – No oczywiście. No to bywaj. Pampampam….
I zszedł w huraganie braw. Nie było w tej scenie słowa z Perzyńskiego. Tylko sytuacja. Co się stało? Otóż Kurnakowicz miał rolę napisaną ołówkiem. Ale koszula poszła do prania.
|
|