4/2012

Jubileuszówki

I będę mocny – jak to, co zdobędę I będę szczęsny – jak to, co pocieszę I będę stworzon – jak rzecz, którą stworzę. Tak mi dopomóż, Chryste Panie Boże!

 

Z góry przepraszam tych, którym motto, fragment wiersza Juliusza Słowackiego, wydać się może – na pierwszy rzut oka – niestosowne do tematu, jakim zajmować się będę poniżej. Niestosowność jest tylko pozorna. Pierwszy wers cytowanego fragmentu jest bowiem czymś na kształt dewizy, kierunkowskazu, który pojawił się w historii teatru w sposób znaczący i symboliczny: budowniczowie Teatru Ateneum w Warszawie (w roku 1928) „nad płytką, tradycyjną sceną pudełkową o wymiarach 7,30 m x 4,20 m” umieścili alegoryczną płaskorzeźbę autorstwa jednego z czołowych twórców art déco w Polsce, Jana Szczepkowskiego, przedstawiającą woźnicę wstrzymującego rozpędzone konie, z napisem: „I będę mocny jak to, co zdobędę“. Ulegając tej poetycko-plastycznej metaforze, można by zaryzykować stwierdzenie, że jubileusze teatrów, czy jubileusze w teatrach, to właśnie ten moment, kiedy rozpędzone „teatralne” konie stają na chwilę, a woźnica może ocenić, co pozostawił za sobą i jaka jest tego wartość. Jubileuszówki – jak można się domyślić – mają z jubileuszami związek.
„Jubileuszówki” to nazwa nieoficjalna, trochę slangowa (jeśli środowisko teatrologów można posądzić o posługiwanie się slangiem), oczywista dla wszystkich zajmujących się sprawami teatru, oznaczająca nie – jak można przypuszczać (bo tak według Słownika języka polskiego tłumaczy się to słowo) – nagrody pieniężne z tytułu przepracowanych lat, ale wydawnictwa przygotowywane i wydawane przez teatry z okazji rozmaitych okrągłych rocznic swojej działalności. Pojawiły się w Polsce w większej ilości pod koniec XIX wieku, niemal równocześnie z wielkim boomem budowlanym, czyli powstaniem solidnych budynków teatralnych, stałych siedzib zespołów (czyli miejsc, gdzie można było świętować), i towarzyszą historii tych miejsc do dziś, uświetniając jubileusze różnego stopnia. Można by powiedzieć, że bywają najokazalszym takiego jubileuszu dowodem i pamiątką.
W zbiorze jubileuszówek Pracowni Dokumentacji Teatru w Instytucie Teatralnym najstarsza jest broszurka, wysmakowana od strony typograficznej, przygotowana na otwarcie Teatru Miejskiego w Krakowie w roku 1893. Być może nie jest ona – jak na jubileuszówkę – typowa, ale w jakimś sensie jest, ponieważ już u zarania działalności nowej instytucji zbiera całą historię poprzedzającą jej powstanie, detalicznie przedstawia okoliczności budowy gmachu, zawiera jego bardzo szczegółowy opis – wraz z przepięknie wyrysowanym planem widowni, oraz spis artystów zaangażowanych na pierwszy sezon itp. Nie jest okazała (niewielki format, 56 numerowanych stron), ale od strony zawartości – niezwykle cenna.
Na 25 metrach bieżących półek stoi w tejże Pracowni ponad dwieście takich jubileuszowych wydawnictw. Z przeglądu „z natury” wynika, że na ponad sto działających w naszym kraju teatrów instytucjonalnych tylko dwa nie przygotowały sobie takiej publikacji (Teatr Bagatela w Krakowie i Teatr Muzyczny w Poznaniu), za to inne mają ich po kilka (najwięcej chyba właśnie krakowski Teatr im. Słowackiego). Także niektóre teatry nieinstytucjonalne podejmują niekiedy trud świętowania i przygotowania takiego wydawnictwa (Teatr Akademia Ruchu, Teatr Prób w Wągrowcu, Teatr Montownia, Teatr Strefa Ciszy).
Gdy się te publikacje ze sobą porówna, to da się zobaczyć pewne ich cechy wspólne, a także – jeszcze wyraźniej – pewne odstępstwa od reguł. Choć oczywiście pytanie o reguły jest otwarte, bo czy charakter tego typu publikacji w ogóle stosowania jakichś reguł wymaga? Otóż jedna reguła jest na pewno: wydawnictwo jubileuszowe powstaje z okazji… jubileuszu, czyli święta. „Jubileusze są zawsze wielkim teatralnym świętem” – tak zaczyna się niejeden list gratulacyjny, który z okazji jakiejś okrągłej rocznicy trafił do rąk dyrektora teatru. Jeśli więc jest to święto, to jubilat ma prawo – i trudno się dziwić, że z niego korzysta – do jak najlepszego zaprezentowania swojej „osoby” i swojej działalności. Wszystkie jubileuszówki – w mniejszym lub większym stopniu – są na tym prawie „ufundowane” i prezentują działalność instytucji niemal wyłącznie jako pasmo sukcesów. Duża część z nich – ponadto! – uwzględnia przede wszystkim i szczególnie sukcesy dyrekcji, za której rządów wydawnictwo się ukazuje (są to niekiedy prace niemal panegiryczne). Pal licho, jeśli tony te znajdują się w zamówionych do tomów tekstach osób spoza teatru, ale często brzmią one najgłośniej w oddyrektorskich słowach wstępnych, mottach („Teatr jest taki, jak jego dyrektor”) itp.
Czasami ta jubileuszowość jest okolicznością, w której trudno teatrom uniknąć „spłaty serwitutów” i mamy w tych publikacjach sporo „ogólnoludzkokulturalnych” listów gratulacyjnych od prezydentów miast czy – od niedawna – posłów i europosłów (vide ostatnie jubileuszówki wydane z okazji 60-lecia Teatru Dzieci Zagłębia w Będzinie i 135-lecia Teatru Polskiego w Poznaniu). Na pytanie, kto komu prestiż w ten sposób podnosi – nie ośmielę się szukać odpowiedzi. Z tym się łączy inna dilemma, która również pozostanie nierozstrzygnięta: czy wszystkie okazje są równie dobre do świętowania? Co prawda 135-lecie Teatru Polskiego w Poznaniu jest może takim powodem, ale okolicznościowe wydawnictwo poświęcone jest tak naprawdę siedmioleciu dyrekcji Pawła Szkotaka w tym teatrze. Takie przesunięcia perspektywy zdarzają się wcale nierzadko, co skutkuje często niespójnością wewnątrz wydawnictwa. Okładka-tytuł sugeruje zawartość, której w środku próżno szukać: w bardzo wielu wypadkach różne spisy i zestawienia, które się wtedy w publikacji pojawiają, dotyczą wyłącznie sezonu jubileuszowego, zespołu w sezonie jubileuszowym, premier w roku jubileuszowym itp.
Ta niespójność jest czasami bardzo dotkliwa, ponieważ druga zasada-reguła jubileuszówki polega właśnie na tym, że w 99% przypadków – oprócz najrozmaitszych tekstów wspomnieniowych i opisowych – wydawnictwo takie zawiera także różnego rodzaju spisy, wykazy i zestawienia. Najczęściej chronologiczny wykaz premier, bardziej lub mniej obudowany informacjami dodatkowymi, spisy artystów związanych z daną sceną i pracowników innych działów. Jest to bowiem okazja – jubileusze nie zdarzają się teatrowi jednak codziennie – do zapisania, zatrzymania, zanotowania, uporządkowanego, historycznego „pochwycenia” tej – bardzo oczywiście zużytej jako termin – „ulotności teatru”. Rzetelnego zapisania historii oczekują odbiorcy takiej publikacji. Spisy i wykazy powinny być kompletne i zweryfikowane. Dla niektórych osób zaangażowanych w prace teatralne to jedyne miejsce, w którym ich nazwisko może się pojawić. Dla innych taki wykaz to swoisty dokument – poważny raport z działalności.
Kiedyś traktowano to bardzo serio (rzecz w końcu dotyczy wydatkowania publicznych pieniędzy) – na przykład Sprawozdanie z działalności Teatru Miejskiego w Krakowie w latach 1899–1905 (broszura wydana przez dyrekcję teatru) zawiera bardzo szczegółową statystykę wystawionych utworów, z podziałem na gatunki, sztuki oryginalne i tłumaczone, z podaniem liczby spektakli, także gościnnych. Obecnie żadna jubileuszówka takich statystyk nie prezentuje. W rozdziale Uwagi ogólne tamtego wydawnictwa zamieszczono zdanie: „W roku 1901 na początku trzeciego sezonu obecnej dyrekcyi znowu powiodła się świetnie próba uscenizowania Dziadów opracowanych na scenę pod względem tekstu i wystawy scenicznej przez Wyspiańskiego”. Obok rzetelności było więc już i wówczas chwalipięctwo, ale chyba w tym wypadku nie mamy wątpliwości, że uzasadnione.
Ale obok rzetelności. Cóż bowiem z tego, że Teatr Śląski w Katowicach wydał sobie na 90-lecie nie statystyczną broszurę, tylko okazały album pełen zdjęć? Nie ma w nim ani jednej dziennej daty premiery! Tytuły zestawione są sezonami, ale brak tej – podstawowej z punktu widzenia dokumentacji i historii teatru – informacji od razu umniejsza wartość tego wydawnictwa (dodatkowo w tytule są daty 1907–1922–1997, ale spisy zaczynają się od sezonu 1945/1946!). Wydana w tym samym czasie przez Instytut Górnośląski książka Andrzeja Linerta Teatr Śląski 1949–1992 w ogóle nie zawiera ilustracji, ale za to ma znakomitą dokumentację przedstawień. Ale – de facto – nie jest to jubileuszówka według naszej definicji, tylko naukowe opracowanie historyczne.
Niektóre teatry mają szczęście, że takie naukowe opracowania dziejów uzupełniają wydawnictwa jubileuszowe (tak jak Teatralia kaliskie Stanisława Kaszyńskiego czy Teatr pokolenia Marii Czanerle). Zdarza się jednak i tak, że da się połączyć naukową czy dokumentacyjną staranność z odświętnością wydawnictwa. Taki charakter ma na przykład gigantyczna monografia Opery we Wrocławiu (Opera Wrocławska 1945–1995 Krystyny Dachtery), dwutomowe dzieło wydane z okazji 65-lecia Teatru Polskiego również we Wrocławiu (chociaż tu oczywiście można się przyczepić, że w tomie rozmów znaleźli się wyłącznie aktorzy, którzy w sezonie jubileuszowym pracują w teatrze; inni, którzy przez wiele lat – jak to pięknie się pisze w listach gratulacyjnych – „tworzyli oblicze tej sceny”, zawodowo czynni dzisiaj w innych miejscach, nie zostali odpytani) czy Teatr Witkacego w Zakopanem. Taka jest też jubileuszówka Teatru Współczesnego w Warszawie oraz jedno z najświeższych wydawnictw (z 2011 roku) – poświęcone dziejom Teatru Rozrywki w Chorzowie (autorstwa Krzysztofa Karwata). Obie publikacje, oprócz bardzo szczegółowych spisów i wykazów, zawierają na przykład dodatkowo niezwykle poszukiwane przez badaczy dane, czyli liczby spektakli, a nawet widzów. Konkret bowiem jest najbardziej pożądany po latach, duch – jak wiemy – „polata, kędy chce”.
Jeśli chodzi o kształt graficzny wydawnictw jubileuszowych, to tu żadnych zasad nie ma. Jest on zależny oczywiście od możliwości finansowych, gustu jubilata, mody, fantazji projektantów i zawartości. Od broszurek po wielkie albumy, które – szczególnie w wypadku teatrów lalkowych – są także efektownym przedmiotem czy – jak dzisiaj niektórzy powiedzą – obiektem. Czasami jednak ręce same się załamują nad pomysłami graficznymi, które zdecydowanie dominują nad treścią. Znowu Teatr Śląski jest tu niestety przykładem: na jubileusz 60-lecia teatru wydano dziesięć podłużnych zeszytów zawierających: spis premier od 1945 do 1982 roku (pierwsze pięć zeszytów), indeks autorów i indeks tytułów sztuk plus część indeksu reżyserów, scenografów, choreografów, autorów tekstów piosenek(?!) – zeszyt 6, dalsza część indeksu zaczętego w 6 plus indeks aktorów – zeszyt 7. Trzy następne zawierały kroniki sezonów 1981/1982–1983/1984. Orientowanie się w tym (czytaj nawigacja) to katastrofa, zgubienie jednego zeszytu – klęska. Za każdym razem, kiedy ktoś chciał wyszukać w tych zeszytach cokolwiek, dostawał białej gorączki. Dobrze, że pojawiły się wydawnictwa następne, które „wchłonęły” ten czas.
Bo czasami jubileuszówki nie tyle są odrębnymi bytami, ile „kontynuują” linie poprzedników: wydawnictwo związane z kolejnym jubileuszem uzupełnia tylko to poprzednie. I to jest w porządku. Ale już nie jest w porządku wyłamanie się z tej „linii”, jak zrobił to niedawno Teatr Dramatyczny w Warszawie, który do trzech bardzo porządnych „dokumentacyjnych” jubileuszówek dodał w 2010 roku kolejną, która jest już tylko albumem ze zdjęciami.
Pomiędzy „klasycznymi” jubileuszówkami pojawiają się – nawet dość często – dodatki. Niektóre teatry wydawały bądź wydają różnego rodzaju kroniki sezonów (Teatr Nowy w Łodzi, Teatr im. Słowackiego w Krakowie, Teatr Narodowy, Lubuski Teatr w Zielonej Górze, Teatr Polski we Wrocławiu, Teatr Polski w Poznaniu) bądź wydawnictwa typu biuletyn, pamiętnik (Teatr Polski w Warszawie) etc. Niektóre wydają nawet swoje gazety (Teatr Pleciuga w Szczecnie), ale zwykle trwa to przez pewien czas, potem „się rozpływa”, czasami wraca, ale w innej formule. Ulotność tych wydawnictw jest niejako im przypisana, więc posiadanie w zbiorach kompletu to sukces. Ich wartość polega jednak na tym, że niewiele czasu dzieli wydarzenie od publikacji, bywają więc bardziej szczegółowe i opisują fakty, które z dłuższej perspektywy – czyli perspektywy jubileuszówki – mogą być niezauważone.
Do kogo są adresowane albo komu są potrzebne jubileuszówki? Potrzebne są jubilatom – co oczywiste. „I będę stworzon – jak rzecz, którą stworzę” – pisze Poeta. To motto też ma tutaj zastosowanie. W drugiej kolejności potrzebne są różnej maści historykom i dokumentalistom teatralnym, ponieważ są – powinny być, poprawiam się – wiarygodnym źródłem wiedzy zaczerpniętej ze „źródła” samego, czyli z archiwum teatru, od ludzi pracujących w teatrze, z najbogatszego lokalnego zasobu. Skierowane są zapewne także do miłośników teatru. Zastanawiam się jednak, ilu ich jest, i w związku z tym, jakie są nakłady takich jubileuszowych publikacji. W 1923 roku, na dziesięciolecie swojej działalności, Teatr Polski w Warszawie wydał niezwykle starannie opracowany album z kolorowymi wklejkami projektów dekoracji do spektakli, z bardzo szczegółowym opisem i zapisem repertuaru, z artykułami wyjaśniającymi artystyczne koncepcje dyrekcji. Umieszczono w nim następującą informację: „Odbito 2500 egzemplarzy na papierze »Soczewka« oraz 250 egzemplarzy na papierze chromo-kredowym”. Próżno szukać takich informacji we współczesnych wydawnictwach. Udało mi się tylko ustalić, że dwutomową jubileuszówkę Teatru Polskiego we Wrocławiu wydano w 1000 egzemplarzy. Z okazji świątecznej otrzymali ją za darmo byli i obecni pracownicy teatru, przedstawiciele władzy oraz przybyli na uroczystości jubileuszowe goście – więc mają te wydawnictwa także wartość sentymentalną. Handlowej właściwie nie mają wcale, ponieważ – jak widać – w większości się je rozdaje.
Ale i tak – są bezcenne.

szefowa Pracowni Dokumentacji Teatru Instytutu Teatralnego, dyrektorka IT w latach 2014-2018.