11/2020
Artur Pałyga

Trucizna

 

Tknęło mnie, kiedy jedna z protestujących kobiet powiedziała o odebranej jej godności. To, jak ją potraktowano, podejmując w taki, a nie inny sposób taką, a nie inną decyzję, upokarza. Upokorzenie powoduje raka – powinien ostrzegać minister. Człowiek wytrzyma głód, wytrzyma pragnienie, wytrzyma szaleństwo, przyzwyczai się do wszystkiego, ale weź narusz jego godność – i coś pęka.

Przypomniałem sobie, jak strasznie walczyłem o swoją godność jako dziecko. Dzięki temu piszę. Byłem gruby, miałem okulary, miałem wadę zgryzu, mówiłem niewyraźnie. Dzięki temu piszę. Byłem na końcu klasowego łańcucha pokarmowego. Najboleśniejsze było, kiedy nauczyciel – choć wiadomo, zawsze podejrzany, ale jednak ostatnia instancja – okazywał pogardę i niszczył. Trzeba było znaleźć ujście, trzeba było coś z tym zrobić, bo nie dałoby się wytrzymać inaczej. Więc obmyślałem plany krwawej zemsty, a wyobraźnia nie znała granic w torturach i sianiu zniszczenia. Pisanie łatało postrzępioną godność. Najpierw czytanie, w którym się latało po różnych światach i się stawało kimś innym gdzieś indziej, a potem pisanie, w trakcie którego rozpoznawało się swoje myśli. Pisaniem wydobywało się przykulony, przyczajony, nieufny i najeżony świat ze środka siebie.

Pamiętam to uczucie, to przerażenie, miałem osiem lat. To było naprawdę miażdżące doświadczenie. Przecież oni wiedzą więcej, są dorośli, oni tu rządzą, to jest ich rola. Więc kiedy wychowawczyni upokarza przed resztą klasy, każde jej słowo jest ważne, i nosi się potem w głowie tę straszną niesprawiedliwość. Nie da się przestać o tym myśleć. Odtwarza się w uszach nieustannie. I nic nie pomaga, kiedy zatkasz uszy. Wstyd. I znikąd pomocy. Więc trzeba konstruować bomby i zniszczyć ten świat. Ta myśl pomaga. A jeśli coś się zacznie robić w tym kierunku, to jak błogosławione lekarstwo. Na przykład przywali się z pięści w drzwi sąsiada z parteru. Powyjmuje się listy włożone do rozwalonych już przez kogoś skrzynek i się je uroczyście spali. Zepsuje się windę w dziesięciopiętrowcu, żeby się wkurzali i chodzili po schodach. Ale to wszystko mało, mało! Niesprawiedliwość pali wnętrzności, jak siarka! Zamieniam się w smoka, w potwornego, przerażającego gada, który przed śmiercią wychla całą rzekę i obrzyga świat. Mało! Mało! Wstyd! Jakby mi coś wyrwano i w to miejsce włożono truciznę, której nie umiem wydrapać, której nie umiem zwymiotować.

Pozabijałem masę ludzi. W myślach. Znęcałem się. Słyszałem ich krzyki. Cieszyłem się, że się boją. Próbowałem przelać na nich całą tę truciznę, z którą przyszedłem ze szkoły. Tworzyłem kopię świata, w którym żyłem, po to, żeby pojawić się w nim jako mroczny i wszechpotężny, psychopatyczny dyktator. Mało! Mało! Mało! Potrzeba było prawdziwej śmierci, prawdziwego znęcania się. Więc cierpiały muchy, mrówki, chrząszcze i chomiki. Miotałem przysięgi bardzo poważne, bardzo serio, że jak tylko będę miał wystarczająco dorosłe mięśnie, to będę zabijał. Miałem w głowie listę i wyobrażałem sobie. Ulga, trochę ulga. Na chwilę.

Ile takich fal zniszczeń uruchomiła na przestrzeni lat moja wychowawczyni z nauczania początkowego? Pan od muzyki. Oczywiście wuefista. Dyrektor – mistrz publicznego ośmieszania. Ile tych fal uruchomiło następne fale, następne oceany zniszczenia? No ale oni przecież też przypłynęli tu na jakiejś fali, ci nauczyciele. Nie wiem, czy jest w ludzkiej mocy to przerwać. Chyba nie. Raczej na pewno nie. Można to łagodzić, jeśli się ma tego świadomość i wolę. Można się starać być czujnym przez cały czas, bo skóra jest cienka, a rany się jątrzą. Pamiętam też nauczycieli, którzy tę godność przywracali. Ale nie ci ze szkoły, z systemu. Oni nie byli w stanie. Ci spoza szkoły, z zajęć pozalekcyjnych. Nieufnie, przez kolce, przez zasieki, zasłony, przekazywało się do środka, obwąchując, oglądając podejrzliwie z każdej strony, okruchy przywracanej godności. I jeśli przeszły wszystkie najsurowsze testy, wywoływały gwałtowne, choć starannie skrywane emocje, związane z gorącą, żarliwą miłością i oddaniem (choć warunkowym, na moich warunkach).

Nie tylko nauczyciele, ale wszyscy silniejsi, o których się wiedziało, że nie taka jest ich rola i że nie tak to ma być, że się głęboko kłóci z poczuciem godności – przewodniczący klasy, grupowi na koloniach i inni funkcyjni, czyli ci, którym przydzielono jakąś rolę społeczną do wypełnienia, której oni używają do upokarzania. Pamiętam wszystko. Pamiętam wasze twarze i czyny. Minęło czterdzieści lat i pamiętam wszystko, od czego się nie powstrzymaliście tak, jak ja się powstrzymałem przed zniszczeniem świata. Przeciw wam piszę. Z tego to się wzięło. Teraz pomyślałem: też przeciw tym, którzy wam to zrobili, i przeciw tym, którzy zrobili to tamtym. Ale może to już za dużo. To już upiększanie. Literacki naddatek. Tak naprawdę zaczęło się po prostu przeciw wam. Żeby się uratować. I żeby was zniszczyć. Żeby się uratować. I żeby was zniszczyć. Żeby się uratować. I żeby wam pokazać, że się uratowałem, a wy zniknęliście. Ulga.

dramatopisarz, dziennikarz, dramaturg w Teatrze Śląskim w Katowicach. Autor m.in. Żyda Nieskończonej historii; nagrodzony Gdyńską Nagrodą Dramaturgiczną za W środku słońca gromadzi się popiół (2013).